Ważny jest klimat

tmatuszewski

Tomasz Matuszewski /fot. Starostwo Gostynińskie

Z Tomaszem Matuszewskim, Starostą Gostynińskim, rozmawia Bożenna Chlabicz

– Jest Pan znanym i cenionym ekspertem z zakresu ruchu drogowego, a od pewnego czasu – Starostą powiatu gostynińskiego. Czy Pańskie zainteresowania sprawiają, że w najważniejszym przecież, bo lokalnym wymiarze, podejmuje Pan jakieś niestereotypowe działania dotyczące brd?

– Wreszcie doczekałem się pięknej okazji, żeby słowa zamieniać w czyn. Jedną z moich pierwszych inicjatyw było spotkanie z kierownikami działających w powiecie ośrodków szkolenia kierowców. W Wydziale Komunikacji, który nadzoruje pracę osk, wywołało to zdziwienie. Pojawiły się uwagi, że nikt nie przyjdzie, bo oni ze sobą konkurują i są skłóceni. Przyszli i było to kilkugodzinne, fajne spotkanie. Prysł pierwszy mit. Potem wspólnie zorganizowaliśmy Turniej Motoryzacyjny i zobaczyliśmy, że ci ludzie mogą ze sobą współpracować, tworząc efekt synergii. Okazało się też, że chętnie włączają się w pracę Powiatowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Jednocześnie oni też zgłaszają swoje problemy. Na przykład chcieliby otrzymywać z WORD inne niż obecnie statystyki. Takie, które pokazują źródła niepowodzeń na egzaminie, a nie sukcesów ich kursantów. Ważne jest dla nich, dlaczego i ile osób nie zdaje, czy trend jest rosnący, czy malejący. Ciekawym pomysłem jest też inicjatywa zorganizowania, na wzór ogólnopolskiego konkursu „Instruktor Roku”, rywalizacji o tytuł „Instruktora Powiatu”.

– Czy udało się już zorganizować konkurs?

– Proponowałem, by zrobić go w 2016 roku, ale środowisko stwierdziło, że warto go przeprowadzić nawet w mniejszym zakresie, pilotażowo, ale jak najszybciej. Planowaliśmy na wrzesień, ale w tym czasie organizujemy I Powiatowy Dzień Integracji. To duża rzecz dla osób niepełnosprawnych. Ale konkurs będzie, może jeszcze w październiku.
Udało się więc nam pokazać, że między osk i starostą, który je nadzoruje, nie musi występować tylko pionowy układ zależności. Możemy współpracować, szanować się wzajemnie i, owszem, wskazywać, co jest jeszcze do zrobienia.

– Jak wygląda Pańska współpraca w zakresie wychowania komunikacyjnego z podległymi placówkami oświatowymi?

– Przede wszystkim w jednej ze szkół zaszczepiliśmy ideę organizacji Turnieju Motoryzacyjnego. Udało się, a nasza drużyna zajęła potem wysokie miejsce na szczeblu wojewódzkim. Uczniowie już przygotowują się do następnej edycji. We wspomnianej szkole chciałbym zresztą uruchomić klasy o profilu kierowca zawodowy, już na poziomie policealnym, z uwagi na obwarowania ustawowe dotyczące wieku 21 lat. To jest zresztą problem w skali kraju – trzeba znaleźć receptę na to, żeby młody człowiek, kończąc szkołę, miał w ręku prawo jazdy z kodem 95, a nie musiał go dopiero zdobywać. Firmy transportowe potrzebują ludzi, którzy, praktycznie biorąc, od jutra zaczną jeździć, pracować. W tej samej szkole planujemy otworzyć kierunek mechanik motocyklowy.
Patrząc szerzej, chciałbym powrócić do czasów, gdy pedagodzy zajmujący się wychowaniem komunikacyjnym, byli wyróżniani nie tylko prestiżowymi „dyplomikami”, ale także inaczej. Myślę o Nagrodzie Starosty dla pedagoga, który tę dziedzinę będzie chciał dość oryginalnie przekazywać. Co to znaczy „dość oryginalnie”? Jestem przeciwnikiem wprowadzania dodatkowego przedmiotu. Można jednak zagadnienia z wychowania komunikacyjnego wpleść w zadania z matematyki, lekcje języka polskiego, religii, etyki czy też wprost – teorii ruchu na fizyce.

– Mówimy o tej jednej placówce. Jako Starosta ma Pan nadzór nad szkołami ponadgimnazjalnymi. Czy nie kusi Pana, żeby się wtrącić także do tego, co się dzieje np. w podstawówkach i gimnazjach?

– W tym zakresie mogę działać już tylko jako pasjonat, bo nadzór nad nimi sprawuje burmistrz lub wójt. Oczywiście, to byłoby nieporozumienie, gdyby uczeń był w tym zakresie edukowany dopiero na etapie szkoły ponadgimnazjalnej. Wtedy, jak mówi młodzież, jest już pozamiatane. Trzeba tę wiedzę wpajać praktycznie od przedszkola. W Warszawie około 13 lat temu w niektórych przedszkolach udało się zaimplementować „Autochodzik”, który działał niezwykle skutecznie. Cieszę się, gdy słyszę od rodziców, że dziecko każe im zapinać pasy, albo twardo protestuje, bo ktoś chce je przewozić bez fotelika. Jako pasjonat będę zatem podejmował inicjatywy na rzecz brd. W tym środowisku jestem zresztą znany jako nauczyciel, który prowadził kółka rowerowe czy przygotowywał dzieci do konkursów. Nie chcę popadać w pychę, ale rzucam wyzwanie: proszę o powtórzenie sukcesów polskich drużyn ze szkół gostynińskich na arenie międzynarodowej.

dzieci

fot. arch. K19

– Wygląda na to, że w powiecie gostynińskim może udać się to, czego nie ma w kraju: stworzyć system wychowania komunikacyjnego od przedszkola po edukowanie kierowców.

– I potwierdzić, że podstawowe braki w tym zakresie są na poziomie ponadgimnazjalnym. O ile jeszcze cokolwiek się dzieje w klasach I-III, potem dobrze jest w klasie IV, to już od V zaczyna się równia pochyła. Gimnazjaliści są niełatwym podmiotem kształtowania komunikacyjnego, bo to w ogóle niełatwy okres w życiu młodego człowieka, a licealiści to już ta grupa, która myśli o prawie jazdy, chce korzystać z pewnej wolności i przestrzeni. To właściwy moment na uświadomienie, że to, co jest tak piękne i ma cieszyć, bo jazda samochodem ma cieszyć, wymaga wiedzy i odpowiedzialności.

– Mazowiecka Rada BRD podjęła decyzję o przeglądzie systemu oznakowania dróg w województwie, a pilotażowo – w powiecie gostynińskim. Czy ten projekt jest już realizowany?

– Tak. Z przepisów wynika, że nie rzadziej niż raz na sześć miesięcy organ zarządzający ruchem musi wykonać taki przegląd, sformułować wnioski i dopilnować ich realizacji. Szkoda, że prawo nie przewiduje kar za brak realizacji tego obowiązku… Mamy zdecydowanie za dużo znaków, co potwierdziły wcześniejsze przeglądy np. w Gdańsku i innych miastach. Jako powiat jesteśmy pionierami w tym znaczeniu, na wzór naszego Urzędu Marszałkowskiego, do wykonania przeglądu angażujemy nie tylko służby, które uczestniczą w nim ustawowo. Ludzie ci są wcześniej dość gruntownie szkoleni. Znają nie tylko 2-3 rozporządzenia. ale muszą rozumieć ruch drogowy, sposób myślenia nie inżyniera drogowego, który podjeżdża i widzi znak, ale takiego, który zastanawia się: gdybym był kierowcą, to… Albo: jak zareaguje kierowca, jeśli za późno zobaczy ten znak, gdy nie będzie mógł ustalić, czy on jeszcze obowiązuje itp. Nie mówię już o absurdach, gdy np. wzajemnie wyklucza się oznakowanie poziome z pionowym.
Mam się za fachowca i jeżeli mnie niejednokrotnie trudno ustalić, do którego miejsca znak działa, czy został odwołany, czy nie, to cóż dopiero ma powiedzieć, przepraszam, amator? Nie dziwię się, że zaczyna bagatelizować znaki.

– Kiedy zakończy się ten program?

– Pod koniec roku na forum Rady Powiatu odbędzie się podsumowująca debata. Mam zresztą nadzieję, że uda mi się doprowadzić do sytuacji, że tą sprawą Rada będzie zajmowała się nie tylko raz w roku, w ogólnej formule.
Powiat gostyniński jest bardzo bezpieczny. Nie mówię tego, żeby się chwalić, bo to nie moja zasługa, ani nie przypadek, tylko wynik działania wielu ludzi i instytucji. Urzędu Starosty, Policji, instruktorów, szkół, a czasem nawet kazania w kościele. Dodam, że na naszym terenie zostało porządnie odmalowane oznakowanie poziome, zdarzają się mandaty dla pieszych, odbywa się kontrola noszenia elementów odblaskowych tam, gdzie one obowiązują. Efekty przynosi nie jedno spektakularne działanie, ale metoda naczyń połączonych. Ważny jest klimat.

– Poza problemami lokalnymi, wciąż pasjonuje Pana bezpieczeństwo, szkolenie i egzaminowanie. Jak Pan ocenia to, co dzieje się dziś w tych kwestiach?

– Ostatnio istotnie „poszliśmy” w elementy represyjne. Uważam, że bez wcześniejszej akcji edukacyjnej, rozumianej nie jako nauczenie przepisów, ale jako proces wychowawczy, nie jest to właściwe. Metoda kija jest niewątpliwie skuteczna, bo człowiek się boi, zdejmie tę nogę z gazu, niemniej długofalowo muszą pojawić się większe niż dotychczas i bardziej realne działania edukacyjne. Należy zmienić system szkolenia kandydatów na kierowców oraz skorygować system egzaminowania, utrzymując czekające nas od przyszłego roku przepisy o tzw. drugiej fazie szkoleniowej, już po nabyciu doświadczeń. Proponuję też ponownie przemyśleć kwestię jazdy z osobą towarzyszącą.

– Dziękuję za te refleksje. Mam nadzieję, że znajdziemy jeszcze niejedną okazję do rozmowy.

Artykuł opublikowany w Biuletynie Informacyjnym „Prawo Jazdy”, nr 1/19 (2015)