Im prościej tym lepiej

atarnowski

prof. dr hab. Adam Tarnowski /fot. archiwum GI

Z prof. dr. hab. Adamem Tarnowskim, kierownikiem Zakładu Teorii Decyzji w Katedrze Psychologii Poznawczej Uniwersytetu Warszawskiego, Kierownikiem Zakładu Psychologii Lotniczej w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej rozmawia Bożenna Chlabicz

Czy w procesach związanych z uzyskiwaniem uprawnień do kierowania pojazdami w ogóle potrzebny jest psycholog? Jaką rolę mu Pan wyznacza?

Rola psychologa i badań psychologicznych jest raczej służebna. Powinniśmy być tam, gdzie jesteśmy naprawdę potrzebni. Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że psycholog musi oceniać każdego kandydata na kierowcę. Myślę, że instruktor czy egzaminator, mając wielogodzinny kontakt z człowiekiem w realnych warunkach, potrafi powiedzieć o nim trochę więcej niż psychologowie po badaniach. Egzaminator może konkretnemu człowiekowi odmówić wydania prawa jazdy, jeśli nie umie się on zachować na drodze. Nie przestrzega lub nie jest w stanie przestrzegać przepisów lub jest za słabo przeszkolony, albo po prostu jakoś dziwnie się zachowuje.
Za właściwe uważam przepisy o okresie próbnym, które zaczną obowiązywać już w roku 2016. Osoba popełniająca dwa wykroczenia w okresie próbnym będzie kontrolowana dokładniej, ale dajemy jej szansę zdobycia umiejętności. Każdy z nas kiedyś po raz pierwszy znalazł się w mieście, po raz pierwszy wsiadł do samochodu z własnym prawem jazdy. Zazwyczaj dobieramy sobie wtedy zadania stosownie do umiejętności. Sam miałem niedaleko domu skomplikowane skrzyżowanie, które przez ponad rok omijałem wiedząc, że nie mam dość orientacji, żeby na nie wjechać.
Nie wymagajmy nadzwyczajnych umiejętności od kogoś, kto zaczyna jeździć. Niech się powoli uczy, a nie – mając prawo jazdy od miesiąca – rzuca na jakieś szaleńcze rajdy. Jeśli taka osoba dwukrotnie w ciągu roku będzie karana za wykroczenie lub popełni przestępstwo, to powinien zbadać ją psycholog, który odpowie na pytanie, czy to, co jej nie wychodzi, to przypadek, wynik lekkomyślności, czy ma szansę nauczyć się na własnych błędach itd. A może przyczyną są stałe predyspozycje? I mniej chodzi tu o klasyczne, jak czas reakcji i refleks, ale o predyspozycje osobowościowe.

Skromność w określaniu roli psychologa jako służebnej, jest ujmująca. Wydaje się jednak, że mają Państwo sporo do zrobienia w kontakcie z instruktorami i wykładowcami. Czy sądzi Pan, że rozumieją oni, jak przebiega proces nauki i zdobywania umiejętności, jak należy pracować z kandydatem na kierowcę? A może raczej działają wg zasady: uzyskajcie to prawo jazdy i róbcie, co chcecie?

To skomplikowane, bo występuje tu pewien dualizm. Uczymy się jeździć po to, żeby zdać egzamin, a potem uczymy się jeździć „naprawdę”. To „naprawdę” jest w cudzysłowie. Oznacza, że do momentu egzaminu na prawo jazdy jeździmy zgodnie z przepisami, bo inaczej instruktor/egzaminator zamieni się z nami miejscami. Jak już zdobędziemy „prawko”, wreszcie możemy zachowywać się „normalnie”. Jechać np. w mieście 70-80 km/h, tak, jak wszyscy. Tragiczne jest to, że nawet najlepiej wyszkoleni ludzie wrzucani są w warunki niemające wiele wspólnego z tym, czego ich uczono.

Pan, Panie Profesorze, na pewno wie, jakie są przyczyny wypadków drogowych. Dlaczego jest ich w Polsce tak wiele?

Bo lubimy się bawić. Po prostu lubimy zabawę. Nie jesteśmy dorośli. Czy wie Pani, czym różni się jazda w Polsce od jazdy w Danii? Tam wyjeżdżam na ulicę, rozpędzam się do 80 km/h, zapinam tempomat i jadę za człowiekiem, który przede mną porusza się z prędkością 80 km/h. Jest to nudne, jak jazda pociągiem. Mógłbym czytać gazetę. A jazda przez Polskę wiąże się z pewnym dreszczykiem, jest wyzwaniem. Może nie sytuacją ekstremalną, ale dostarcza nam dużo fajnej zabawy. Właśnie dlatego nie można nas przekonać, że tam, gdzie obowiązuje prędkość 90 km/h, to z taką należy jechać, a w mieście trzeba 50, bo jest to teren zabudowany, gdzie wszystko może się zdarzyć.
Nie chciałbym się odnosić do naszych przepisów, na których też można by się było „powyżywać”. Powszechne jest przekonanie, że mamy przepisy, jakie mamy i że nie służą one do niczego. Potępiamy jeżdżących po kieliszku, piratów i wariatów drogowych czy osoby jeżdżące brawurowo, zwłaszcza doprowadzajace do zdarzeń tragicznych. Ale z drugiej strony, jesteśmy przekonani o bezkarności. Towarzyszy nam też świadomość, że jesteśmy na naszej drodze sami i sami musimy sobie ze wszystkim poradzić.

Czy jesteśmy głupsi niż inne społeczeństwa? Czy może brakuje nam wyobraźni?

Jest to klimat ogólnego przyzwolenia. Polak za granicą jest w stanie dostosować się i jeździć normalnie. Ciekawe, że obcokrajowcy u nas zaczynają jeździć tak, jak my. To kwestia klimatu społecznego przyzwolenia. Właściwości człowieka są więc czymś wyjątkowym i stałym. Z Polakami jest o tyle trudno, że mamy wewnętrzne przekonanie, iż nie warto przestrzegać przepisów. Jeśli jadę 50 km/h przez miasto i wszyscy mnie mijają, to czuję się jak ostatni frajer. W dodatku mam wrażenie, że policja nie jest po mojej stronie, bo zaraz mnie zatrzyma, żeby sprawdzić, czy mam zapięte pasy, a nie „złapie” osoby, która mnie mija, pędząc motocyklem na tylnym kole. Gdybym czuł, że policja jest po mojej stronie, gdybym się z tym identyfikował, na pewno łatwiej byłoby jeździć normalnie.

Czyli bardziej rozumie Pan łamiącego przepisy kierującego niż policjanta, który chce go „złapać” na wykroczeniu?

Od decydentów, w tym od policji, oczekiwałbym raczej dobrych pomysłów na nasz ruch drogowy. Takich, jak zmasowane kontrole trzeźwości, które spotykają się z powszechną akceptacją. Dzięki nim panuje już przekonanie, że jadąc po alkoholu, można wpaść w kłopoty. Przez klika lat mówiliśmy o „suwaku” i zaczyna on działać. Jadący do końca podporządkowanym pasem nie jest już traktowany jak cwaniak. Wcześniej należało się masochistycznie ustawić na końcu najdłuższego pasa, w korku i wściekać się tych, którzy wjeżdżają przed nami. Ludzie przekonali się, że suwak zmniejsza frustrację i korki. Nowych zwyczajów można uczyć. Teraz warto przekonać kierowców do przestrzegania prędkości. Gdyby jeszcze ustalano ją na logicznym poziomie i np. nie wymagano jazdy 50 km/h na drodze kilkupasowej…

Czy powinniśmy przyjąć za oczywisty fakt, że dochodzi i będzie dochodziło do wypadków komunikacyjnych? Przypomnijmy tylko te z udziałem polskich busów i autobusów na naszych i np. niemieckich drogach czy zachowanie znanych z mediów kierowców z warszawskiego Powiśla i sopockiej ulicy Monte Cassino. Zginęło w nich i odniosło obrażenia wielu ludzi. Dlaczego jest tyle tragedii?

Człowiek jest świadomy zagrożeń, ale, nie tylko w Polsce, ma poczucie nieśmiertelności. Nasza wyobraźnia nie podpowiada, że coś złego spotka właśnie mnie, właśnie nas. Bywa, że ryzykujemy z powodu chwilowego interesu. Tylko dziś się spieszę, więc wyjątkowo wsiądę do przepełnionego samochodu. Dziś się spieszę, więc wyjątkowo będę grzał przez ulewę 150 km/h. Bo potrzebuję. To łatwe usprawiedliwienie. Dodatkowo, media tak często informują, że jeden sprawca wypadku był pod wpływem narkotyków, inny – alkoholu, a wszyscy to 20-latki w czarnych samochodach. Skoro ja mam 50 lat, nie piłem i jeżdżę przeciętnym autem, to w zasadzie co złego może mnie spotkać? Nie należę do żadnej grupy ryzyka. Wielu jest takich, którzy nie należą do żadnej grupy ryzyka…
Refleksja na temat piractwa. Nie to jest najgorsze, że ktoś się przejedzie w brawurowy sposób, albo pod prąd, ale fakt, że w praktyce jest to bezkarne. Tymczasm „Kowalski”, w swoim kilkunastoletnim samochodzie, czując tę potężną bezkarność na drodze, zagapi się, będzie jechał 70 zamiast 40 km/h i wpadnie na przejście dla pieszych. Jeśli by wiedział, że zerowa tolerancja dotyczy wszystkich niebezpiecznych kierowców, sam też by uważał. My jednak samodzielnie sobie wyznaczamy normy i to jest kłopot.

Czy podziela Pan pogląd, że z trzech podstawowych elementów, jakimi w ruchu drogowym są: człowiek, droga i pojazd, to właśnie człowiek spełnia kluczową rolę? To on decyduje o tym, czy na drodze jest bezpiecznie, czy też są kolizje i wypadki?

Człowiek jest elementem zapewniającym homeostazę, płynne działanie systemu. Jeśli droga jest kiepska, jadę wolniej. Jeśli mój samochód nie ma specjalnych zabezpieczeń, też będę bardziej uważał. To „ja” mogę uważać. Oczywiście, im lepszy będę miał samochód, im lepszą drogę i jeszcze nie będzie policji i fotoradarów, tym bardziej będę ryzykował. Tkwi w nas homeostaza ryzyka. Sami określamy, jak wysoki jest dopuszczalny próg tego ryzyka. Samochód jest tylko elementem użytkowym. Trzeci element, droga, również jest szalenie ważny. To kwestia nawierzchni, niespodzianek, które mogą czaić się pod każdą kałużą, strasznego oznakowania, gubienia się… Nasze drogi nie są drogami przyjaznymi.

Czy zatem można wykształcić bezpiecznie jeżdżącego kierowcę? Czy są metody kształtowania wyobraźni?

Można. W czasie nauki należy pokazywać różne sytuacje, z którymi mamy w ruchu do czynienia, żeby kandydat na kierowcę wiedział, co go czeka, gdy już zdobędzie prawo jazdy. Można uczyć przewidywania, wskazywać, gdzie, kiedy i w które miejsce należy patrzeć. Jak korygować pole obserwacji i tor jazdy. Można podsuwać opowieści, czasem prawdziwe, czasm zmyślone, o różnych sytuacjach na drodze. Można też zdecydowanie więcej jeździć.

Jakie rady dotyczące sposobu edukacji przyszłych kierowców chciałby Pan przekazać instruktorom i wykładowcom nauki jazdy?

Powinni wskazywać możliwości praktyczne szkolonego i podkreślać, że nie jest on jeszcze wybitnym kierowcą. Jeszcze nie teraz. Trzeba zwracać jego uwagę, że na drodze jest wiele rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nauczyć go kierowania się zasadą ograniczonego zaufania w stosunku do innych kierujących, pieszych, a nawet w stosunku do drogi. To naprawdę trudne, ale ważne zadanie. Myśl, przewiduj – to instruktor musi nieustannie powtarzać. I pokazywać, jak można odczytywać zamiary innych kierowców. Uczyć, że droga jest sytuacją społeczną. Nie jesteś na niej sam ze swoim samochodem. Jest też drugi człowiek, który nie wszystko widzi i nie wszystko przewiduje. Nauka wzajemnego patrzenia na siebie i wzajemnego przewidywania wydaje się cenną sprawą.

Czy z Pańskiej, psychologa, perspektywy system edukowania społeczeństwa w zakresie bezpieczeństwa jest w naszym kraju właściwy? To także pytanie o system prawny, restrykcyjność, nieuchronność kary w przypadku przewinienia. A może ta cała urzędowo-legislacyjna otoczka jest mało istotna z punktu widzenia psychologii?

Marzą mi się rozsądniejsze przepisy i ich przestrzeganie. Sytuacja, w której policja jest po stronie niełamiącego prawa obywatela. Marzy mi się wreszcie, aby nauka bezpieczeństwa nie była nawoływaniem do frajerstwa. Wydaje mi się, że zarówno nasza rozmowa, jak i kolejne kampanie czy spoty, są przez większość ludzi traktowane jako właśnie zachęcanie do zachowania po prostu frajerskiego. Tak na to reagujemy, dopóki nam samym nic się nie stanie. Wtedy zmieniamy zdanie.
System prawny jest zbyt skomplikowany, żeby normalny, niebędący prawnikiem człowiek połapał się w nim. A oczekuje się, że kierowca nie tylko będzie znał przepisy, ale także umiał je zastosować, podejmując decyzję w ułamku sekundy, na środku skrzyżowania. Chcielibyśmy, żeby to było trochę prostsze. Kilka lat temu w Krakowie „padła” cała sygnalizacja świetlna. Przez kilka godzin obowiązywała zasada prawej ręki. Po początkowym zamieszaniu, kierowcy „załapali” i zaczęli poruszać się płynnie. Ruch odbywał się szybciej niż w normalnych warunkach! Były też eksperymenty nawiązujące do holenderskiego projektanta ruchu Hansa Mondermana, gdzie zmniejszono ilość znaków i zbadano zmiany w ruchu. Mojej koleżance, która zdawała egzamin na prawo jazdy w małym miasteczku, koledzy zrobili niespodziankę i w nocy odkręcili wszystkie znaki drogowe. Znalazła się w środowisku, którego nie znała ani ona, ani egzaminator, ale musiała sobie jakoś poradzić. Płynie stąd oczywisty wniosek, że im prościej, tym lepiej.

Dziękuję za rozmowę.

Artykuł opublikowany w Biuletynie Informacyjnym „Prawo Jazdy”, nr 1/19 (2015)